15 lutego 2017 Komentarze (0) Bez kategorii

Noktowizor Armasight Avenger generacji 2+. Recenzja myśliwej Jagermeisterin.

Dobrze być dużą dziewczynką. Można bawić się tym, czym się chce. Czy to AR-15, czy AK-47, czy Armasight Avenger Gen 2+ ID 3x, czy lokówką Phillipsa. Z tego wszystkiego zabawy ostatnim sprzętem wyszły najtragiczniej w skutkach, ale oszczędzę Wam zdjęć i opisów tego smutnego wydarzenia… Skupmy się tym razem na czymś, o czym do tej pory na blogu wspominałam teoretycznie, czyli noktowizji – teraz mogłam sprawdzić jej przydatność w trakcie polowania w praktyce. I muszę przyznać, że było to bardzo pouczające doświadczenie. Spy Optic ponownie nie dał mi się nudzić!

Foton –> obiektyw –> fotokatoda –> elektron –> luminofor –> foton – bam! Widzę!

Wpierw wyjaśnijmy łopatologicznie, jak działa noktowizor: urządzenie to wzmacnia trafiające do okularu szczątkowe światło wielokrotnie, w taki sposób, aby obraz trafiający w obiektyw stał się widzialny dla oka ludzkiego. Światło składa się ze strumieni fotonów, które trafiają do obiektywu noktowizora i padają na fotokatodę, czyli takie cudo, które pod wpływem szczątkowego światła emituje elektrony. Strumień elektronów zostaje wielokrotnie wzmocniony i skierowany na luminofor, to jest ekran fosforyzujący. Tenże luminofor ponownie przeinacza elektrony na fotony, które są widzialne dla ludzkiego oka – w międzyczasie jednak strumień zdążył zostać na tyle wzmocniony, że jest dobrze widzialny dla ludzkiego oka. Proste, co nie? Foton –> obiektyw –> fotokatoda –> elektron –> luminofor –> foton – bam! Widzę!

Recenzję tego sprzętu rozpocznijmy od jasnego i wyraźnego zaznaczenia, że w Polsce nadal nie możemy polować przy użyciu celowników termo- i noktowizyjnych. Możemy jednak używać powyższych technologii w formie lornetek, gogli lub monokularów, które nie są w żaden sposób montowane na broni, do prowadzenia nocnych obserwacji zwierzyny. Dlatego też moje ręce, prosto od Spy Optic, trafił monokular znanej dobrze polskim użytkownikom marki Armasight – Avenger Gen 2+ ID z trzykrotnym powiększeniem.

Podjarana jak gimnazjalistka torebką Vuitton’a trzymałam w dłoniach tekturowe pudełko oklejone logo z literą A. Monokular noktowizyjny Avenger przyszedł ładnie zapakowany w wygodny futerał, z instrukcją, baterią i zatyczką na okular. Zatyczka jest o tyle zmyślna, że na stałe przytwierdzona na elastycznej gumie do ustrojstwa, dzięki czemu nie da się jej zgubić. Z drugiej strony mamy miękkie, wygodne gumowanie, dzięki któremu nie wsadzimy sobie soczewki do oka, nie obijemy łuku brwiowego, gdy zbyt szybko i ze zbytnim impetem będziemy chcieli przyłożyć monokular do oka, zaś budowa gumowania zapewnia zaciemnienie oka od zewnątrz, dzięki czemu żadne światła z zewnątrz nie będą nas rozpraszać.

Noktowizor Avenger 2+

Druga Generacja

Jakie są specjalne moce tego noktowizora? Po pierwsze, Druga Generacja. W przyjaznym skrócie oznacza to większą rozdzielczość, lepszy obraz, znacznie silniejsze „rozjaśnienie” obserwowanego obszaru w stosunku do noktowizorów Generacji Pierwszej. Druga Generacja to także znacznie zauważalna redukcja szumów, czyli wszelkich zakłóceń obrazu odbieranych najczęściej jako „śnieżenie” i rozmycie obrazu. Dodatkowym atutem jest zastosowanie wersji ID, to jest jeszcze lepszej rozdzielczości obrazu. Różnica pomiędzy Generacjami jest naprawdę mocno zauważalna. Po drugie, mamy zastosowany w urządzeniu system ABC (Automatic Brightness Control) to zabezpieczenie przetwornika obrazu przed uszkodzeniem w wypadku oddziaływania na niego zbyt silnego światła. Po trzecie, stałe trzykrotne powiększenie obrazu. W czasie polowania jest to doskonała sprawa, bowiem możemy dostrzec wyraźniej obserwowane obiekty – do tego przydaje się również „po czwarte”, czyli wbudowany oświetlacz IR (na podczerwień).

Avenger śmiga na akumulatorze CR123A, 3V, ogólnie dostępnym w każdym sklepie z elektroniką. Czas zasilania to 8 godzin na włączonym non-stop oświetlaczu lub 50 godzin bez niego. Nieźle, co? Już 8 godzin to dwa, trzy wyjścia w łowisko, a 50 godzin to tygodniowe łowy w głuszy bez konieczności ładowania baterii. Imponujące!

Testowałam monokular noktowizyjny Armasight Avenger Gen 2+ ID w skrajnie odmiennych warunkach – pierwsze testy przeprowadzałam w bezksiężycową, pochmurną noc, na pozbawionym śniegu oraz jakichkolwiek, nawet dalekich źródeł światła. Pardon, ale ciemno było, jak w… kopalni. Sprawdziła się stara, dobrze znana prawda, że nokta potrzebuje przynajmniej szczątkowego światła do „zadziałania”, ale też pokazały się cudowne właściwości oświetlacza IR – bez oświetlacza widoczność opiewa na jakieś 40-50 metrów, jeżeli chodzi o niewielkie obiekty o słabym kontraście, jak zając czy nawet sarna. Człowiek będzie widziany znacznie wyraźniej, chyba, że będzie w pełnym kamuflażu – niestety na tle średniowysokich traw suknia zimowa sarny i zajęcza turzyca nie odznaczają się nawet w noktowizorze. Po zauważeniu obiektu, który wydawał mi się podejrzany, musiałam doświetlić go oświetlaczem IR – mam wątpliwość, czy faktycznie doświetlenie sięga 90 metrów, ale na odległość 50-60 sięga z absolutną pewnością. Po doświetleniu możemy dostrzec ruchy obiektu, ale w całkowicie bezksiężycową noc nie byłabym w stanie z absolutną pewnością stwierdzić, czy to koza, kozioł, czy cielę jelenia. Inna sprawa, że w taką noc w najlepszej nawet lunecie nie widać ni pędzla, więc próżny żal.

Całkiem inaczej było w księżycową, śnieżną noc. Po wejściu w las i zerknięciu w jego głąb, oszalałam… Szczęka opadła mi totalnie, kiedy ujrzałam możliwości Armasight Avenger podczas widnej, pełnej śniegu nocy. Oddalające się dziki widziałam tak wyraźnie, że wycinkowi na końcu wagonu mogłabym policzyć kłaki na… chwoście. Usiłowałam zrobić im zdjęcie przez ustrojstwo (podobno jest możliwość dokupienia nawet adaptera do aparatu lub kamery), ale zanim zsynchronizowałam się z okularem, czarnuchy zniknęły w gąszczu. Uwaga! Można mieć podobny problem, gdy będzie się chciało szybko odstawić monokular, a podnieść do oka lunetę! Jeśli jednak zainstaluje się na Avengerze smycz i zawiesi na szyi lub u paska, nie będzie strachu, by szybko wypuścić z dłoni sprzęt. Osobiście polecam oglądać świat przez noktowizję „drugim” okiem, nie dominującym, nie tym, którym celujemy w lunecie. Przystosowanie się oka z jasnej i zielonej rzeczywistości noktowizyjnej zajmuje chwilę, która może zadecydować o powodzeniu polowania. Jeśli jednak zmienimy oczy, wszystko działa bardzo spójnie i bezproblemowo. Jedno oko do nokty – drugie do lunety.

Przydatność dla łowiectwa.

Jednakże trudno się krygować: nawet przy delikatnym doświetleniu naturalnym blaskiem naszego Satelity otrzymujemy kombajn do zamiany nocy w dzień. Ludzi widać na odległość kilkuset metrów, ciemny las nie ma już przed nami tajemnic, rozpoznamy, czy sterta gałęzi to na pewno sterta, a czy buchtujący przy niej dzik jest lochą, czy odyńcem. Bez problemu policzymy odnogi na wieńcu byka, ale też dowiemy się, kto i gdzie sprawdza wnyki wieczorową porą, a kto kradnie choinki. Po osiągnięciu wprawy nie ma wielkich turbulencji z robieniem zdjęć aparatem cyfrowym bez lampy błyskowej – wystarczy zbliżyć obiektyw do gumowania na okularze, sprawdzić ostrzenie na wyświetlaczu i gotowe. Dzięki temu możemy napstrykać nieco dowodów wykroczeń, a może i przestępstw : wszystko z osnutej mrokiem myśliwskiej zwyżki.

Jak widzę przydatność tego sprzętu dla łowiectwa? Od lat powtarzam, że termo- i noktowizja to przyszłość, a choć dziś niektórzy wciąż podchodzą do nich ostrożnie, jak pierwsi praszczurowie do ognia i koła, za kilka lat stanie się czymś równie powszechnym, co luneta, kolimator, czy lornetka. Wszelkie dywagacje na temat etyczności używania lunet i celowników noktowizyjnych rozwiałam we wpisie: http://jagermeisterin.blog.onet.pl/2016/12/19/idzie-nowe/, zatem nie ma sensu ich tutaj powtarzać. Sądzę, że to kwestia krótszego niż dłuższego czasu, by taki monokular stał się standardowym narzędziem myśliwego. Czy Avenger się do tego nadaje? Jak najbardziej. Niewielkie rozmiary, lekkość, wykonanie z wyjątkowo trwałych, odpornych na zadrapania i uszkodzenia mechaniczne materiałów, trzykrotne powiększenie obrazu, doświetlenie podczerwienią, bardzo wydajny system zasilania i niezwykle długa praca na jednym akumulatorze czynią to narzędzie konkurencyjnym w stosunku do innych noktowizorów na rynku. Nie można nie wspomnieć o lepszej jakości obrazu niż w Pierwszej Generacji, a także systemie Automatic Brightness Control – nawet jak kolega najdzie nas z latarką i poświeci w naszym kierunku, noktowizor nie będzie narażony na uszkodzenia ze strony promieni światła, a nasze oko na bolesne oślepienie. Dopóki nie są dopuszczone celowniki i lunety, do wnikliwej i szczegółowej obserwacji terenu w nocy możemy z wielkim powodzeniem stosować Armasight Avenger Gen 2+ ID. Polecam jednak stosować sprzęt w noce księżycowe, ze szczątkowym choć światłem – w mroczne jak umysły ekologów tak czy siak nie ujrzymy nic w lunecie, więc daremny nasz trud. Chyba, że celem naszej nocnej wędrówki jest inwentaryzacja terenu – wtedy ograniczają nas tylko własne możliwości podejścia zwierzyny na odległość pozwalającą ją zidentyfikować.

Sprzęt nie należy do najtańszych i to w zasadzie jego jedyna wada. Jednak od czego jest system sprzedaży ratalnej, który na szczęście honoruje Spy Optic, a z którego Polacy lubią przecież korzystać! Cóż, ze swojego zaś doświadczenia mogę Wam z żalem powiedzieć, że idealną kombinacją jest dobra, jasna luneta, oraz DWA monokulary: termowizyjny i noktowizyjny. Z żalem, bo na taki kombajn zrujnowałabym się finansowo na lata. Ale to już temat na całkiem inną opowieść…

Joanna Słodkowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *