Spór o odstrzał dzików trwa w najlepsze. Masowe polowania, które zaczęły się 12 stycznia, nie schodzą z ust przedstawicieli każdej ze stron sceny politycznej. Jak to w kontrowersyjnych tematach bywa, do dyskusji natychmiast włączyli się również działacze różnych organizacji, naukowcy czy zwykli, zbulwersowani obywatele. Nie sposób rozstrzygnąć, która ze stron ma rację, nie sposób nawet definitywnie stwierdzić, czy odstrzał wyjdzie wszystkim na dobre. Sprawa jest na tyle skomplikowana i wielowarstwowa, że całkowite poparcie, którejkolwiek ze stron może być wielkim błędem. Również we mnie, nakazany odstrzał dzików budzi skrajne emocje. Część mnie, która uwielbia zwierzęta, jest stanowczo przeciwko polowaniom zakrojonym na tak szeroką skalę. Jednakże jako pragmatyk zdaję sobie sprawę, że niektóre działa muszą zostać wdrożone, nawet jeśli nie są zgodne z moimi ideałami. Przyjrzyjmy się zatem temu trudnemu tematowi i rozłóżmy go na czynniki pierwsze.
Masowy odstrzał dzików – Komu to potrzebne?
Nam. Jest to najprostsza odpowiedź, która nasuwa się po przeczytaniu uzasadnień polowań na dziki. Niestety nic nie jest całkowicie czarne lub białe, świat jest przesycony szarością i nie inaczej jest w tym przypadku. Odstrzał dzików prowadzony główne we wschodniej części Polski ma słuszne podstawy. Jego nadrzędnym celem jest zatrzymanie rozprzestrzeniania się Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF – ang. African swine fever). Dziki z racji tego, że są … dzikie, z łatwością mogą roznosić ASF na obszarze całego kraju. Dodatkowo nic sobie nie robią z tego, że przekraczają granicę kraju, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby białoruski dzik zainfekowany tą groźną chorobą, przywędrował do nas i zaraził całą hodowlę świń. Odstrzał w tym przypadku jest skuteczną metodą, ale zdecydowanie niejedyną. Najprostszym i najbardziej humanitarnym rozwiązaniem jest podstawowa bioasekuracja trzody chlewnej. W jej zakres wchodzi m.in. dezynfekcja, deratyzacja czy chociażby najzwyklejsze szczelne ogradzanie hodowli. Jest to skuteczne rozwiązanie, które jednocześnie nie wymaga eliminacji znacznej części populacji dzików. Nie jest to jednak rozwiązanie dające korzyści, którymi można się pochwalić w dokumentacji. Zdecydowanie silniejszy efekt psychologiczny można osiągnąć publikacją informacji o odstrzale kilkudziesięciu tysięcy potencjalnych nosicieli choroby, niż pochwalenie się budową ogrodzenia czy wyczyszczeniem legowisk. Podsumowując, odstrzał dzików może nam pomóc w walce z ASF, ale istnieją jeszcze inne rozwiązania.
„Dzik jest dziki, dzik jest zły” – ale czy na pewno?
Nie ulega wątpliwości, że dziki stanowią zagrożenie. Nie mówię już tylko o samej kwestii choroby, ale również o niszczeniu upraw rolnych czy zagrożeniu dla ludzi spacerujących po lesie. Każda zmotoryzowana osoba wie również, jak groźne mogą być kolizje z takim dzikiem, którego masa może przekraczać nawet 300 kg. Jednak jest to oczywiste nawet dla przedszkolaka. Spójrzmy zatem na to z szerszej perspektywy. Owszem, dziki mogą niszczyć uprawy, ale co jest tak naprawdę głównym pożywieniem tych zwierząt? Wszystkożerność dzików może być prawdziwym utrapieniem dla gospodarstw zlokalizowanych blisko obszarów zalesionych. Wszystkożerność nie oznacza jednak, że dziki żywią się wyłącznie ziemniakami uprawianymi przez naszych rolników, ale przede wszystkim tym, co znajdą na obszarze leśnym. Oznacza to, że dieta tych zwierząt składa się z gryzoni, szkodników czy roślin leśnych, a typowo ludzkie pożywienie jest dla nich swoistym dodatkiem i rarytasem. Najważniejsze jest tutaj to, że powszechne gryzonie i szkodniki będące prawdziwą zmorą rolników, stanowią przysmak dla dzików, które obecnie są odstrzeliwane na masową skalę. W krótkim rozrachunku możemy dobrze na tym wyjść, zmniejszy się prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania ASF. Po chwili namysłu możemy jednak dojść do wniosku, że najbliższe plony mogą zostać doszczętnie zniszczone przez plagę szkodników. Warto wspomnieć o jeszcze jednym zagrożeniu płynącym z polowań. Zdziesiątkowana populacja zacznie migrować, będzie to robić znacznie szybciej i na dalsze odległości niż wcześniej, gdy zagęszczenie dzików było większe. Paradoksalnie może to doprowadzić do sytuacji, w której walcząc z ASF, możemy przyśpieszyć jego rozprzestrzenianie.
Polowanie na dziki – Zgoda władz
Przechodząc do ostatnich części artykułu, należy przyjrzeć się podstawowym zagadnieniom dotyczących powyższych polowań. Pomysł na organizację wielkoobszarowych polowań na dziki, który zaproponował Główny Lekarz Weterynarii, skierowany został do Ministra Rolnictwa, by ostatecznie trafić na biurko Ministra Środowiska. Na mocy jego decyzji w dniach 12-13.01, 19-20.01 oraz 26-27.01 organizowane będą masowe polowania na dziki. Nadrzędnym celem jest redukcja populacji dzików do około 250 tysięcy osobników. W sezonie łowczym 2018/2019 przewiduje się odstrzał około 185 tysięcy osobników. Zgodnie z oświadczeniem Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego, plan tez został zrealizowany już w około 90%. Rzecz jasna samo polowanie nie jest wolontariatem i każdy pozyskany (odstrzelony) dzik może zasilić konto myśliwego nawet o 650 zł. Liczby, które mogą robić wrażenie, nie są jednak czymś nowym, ponieważ w niedalekiej przeszłości dochodziło do nawet większych polowań na te zwierzęta. Przykładowo, w sezonie łownym 2015/2016 odstrzał dzików zaplanowano na poziomie 310 tysięcy osobników. Oznacza to, że cel z tegorocznego sezonu to jedynie 40% celu sprzed kilku lat, zatem stopień nagłośnienia sprawy jest nieadekwatny do sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Warto również nadmienić, że Polska nie jest jedynym krajem, w którym prowadzone są tego typu działania. Podobną decyzję podjęli również Niemcy, a sama Komisja Europejska poparła decyzję naszego ministerstwa, przyznając, że jest to konieczność mająca na celu zapobieżenie dalszym zakażeniom ASF.
Odstrzał dzików – Zakazy i nakazy
Teraz, gdy już wiemy gdzie i kiedy dojdzie do wielkoobszarowych polowań, należy zapoznać się z tym, co jest dopuszczalne w ich trakcie. Istotnym dla wielu może być fakt, że do użycia zostaną dopuszczone zaawansowane narzędzia elektrooptyczne takie jak celowniki noktowizyjne i termowizyjne. O problematyce ich legalności w tego typu sytuacjach pisałem w artykule „Legalna termowizja – Prawda czy mit?”. Podsumowując pokrótce zagadnienia tam przedstawione, Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 19 lutego 2016 r. dopuszcza użytkowanie tego typu optyki do polowań w sytuacjach takich jak powyższa. Rzecz jasna całkowicie legalne jest używanie zwykłych lunet celowniczych przytwierdzanych do broni. Omawiane rozporządzenie mówi, że:
„Do wykonywania polowania dopuszcza się używanie wyłącznie urządzeń optycznych, w których obraz celu powstaje w świetle naturalnym i nie jest przetwarzany przez urządzenia elektroniczne, przy czym znak celowniczy w urządzeniu optycznym może być podświetlany. Urządzenie optyczne może zawierać dalmierz”.
Przykładami takiej optyki są m.in. serie lunet myśliwskich i wojskowych firmy Schmidt & Bender, które od lat cieszą się niesłabnącą renomą wśród wymagających strzelców. Przyzwolenie na polowanie nie jest zbiorem samych nakazów, lecz niesie ze sobą istotne ograniczenia. W pewnym momencie rozgorzała dyskusja w związku z nadinterpretacją, czy wręcz nadgorliwością niektórych zgromadzeń myśliwych. Dotyczyła ona odstrzału prośnych samic dzików. Problem rozrósł się do tego stopnia, że Ministerstwo Środowiska wydało 11 stycznia oświadczenie stanowczo sugerujące odstąpienie od tego typu praktyk. Obecnie rekomendowane jest zaprzestanie odstrzału „[…]prośnych oraz prowadzących młode, loch”.
Zło konieczne, czy zły pomysł?
Wiele zostało już powiedziane na temat odstrzału dzików, a drugie tyle pozostało w sferze niedopowiedzeń. Czy da się jednak poznać całą prawdę, jaka stoi za tym problemem? Która ze stron ma rację, i czy odstrzał zapobiegnie rozprzestrzenianiu się ASF? Pytania są, i będą się jeszcze pojawiać na długo po zakończeniu polowań. Nie ulega jednak wątpliwości, że mamy do czynienia nie tylko z problemem natury etycznej, epidemiologicznej, lecz również politycznej. Słuszność masowych odstrzałów i ich skuteczności będzie przedmiotem wielu gorących dyskusji, w których strony będą się wzajemnie obrzucać błotem. Najważniejszym pozostaje jednak to, żeby zachować zdrowy umiar, nie popadać w skrajności, ale jednocześnie żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Należy pamiętać, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Nie sprawimy, że wirus sam zniknie, nie sprawimy, że ministerstwo stworzy rezerwaty-hospicja dla chorujących dzików. Możemy jednak wciąż wyrażać swoją opinię, chwalić lub krytykować konkretne postawy. O ile odstrzał dzików dla własnej przyjemności, z istną żądzą krwi w oczach, jest haniebny; o tyle wykonywanie zadań w celu minimalizacji zagrożenia powinno być w pełni akceptowalne. Dlatego też należy na spokojnie zadać sobie kilka pytań. Czy jest to rozwiązanie, którego potrzebujemy, czy dzięki niemu osiągniemy zamierzony cel i co jeszcze można by było zrobić, żeby zapobiec ASF bez posuwania się do tak radykalnych metod? Odpowiedzi na te wszystkie pytania istnieją i chcę wierzyć, że poznamy je szybciej niż później, oszczędzając nie tylko pieniądze, życie zwierząt, ale również nasze sumienia.
- Lornetki marki Steiner – Dlaczego warto kupić droższą lornetkę? - 14 stycznia 2020
- Celownik kolimatorowy – złoty środek przyrządów celowniczych - 31 lipca 2019
- Fotopułapka w służbie ochrony pasieki - 29 maja 2019
Szanowny Panie Michale,
Nie mam ochoty na rozpatrywanie politycznych aspektów odstrzału, a promowanie takich, czy innych sposobów walki z ASF pozostawiam fachowcom. Natomiast w jednej sprawie chciałbym zabrać głos: wprawdzie żaden dzik jak dotąd na mnie nie napadł (co w sumie dziwi biorąc pod uwagę częstotliwość spotkań), więc nie traktuję ich jako bezpośrednie zagrożenie, ale szkody mi ten gatunek robi przeogromne. Jestem rolnikiem-hodowcą, nie uprawiam ziemniaków ani kukurydzy, mam jednak łąki i pastwiska notorycznie przez dziki niszczone. Problem jest naprawdę duży wiosna i jesienią – grupka zaledwie kilku zwierząt w ciągu jednej nocy potrafi totalnie „zerżnąc” pół hektara łąki lub nawet więcej (na dowód mogę pokazać sporo zdjęć). W dodatku robią to trwale, odwracając trawę korzeniami do góry – wtedy w takich miejscach przyzwoita trawa urośnie nie wcześniej niż za 2 lata. Ręczne naprawienie takich szkód na większych obszarach jest niemożliwe właśnie z uwagi na wielkość, mechaniczne jest kosztowne, zwykle związane z całkowitą rekultywacją i wysianiem nowej trawy (czas !). Grodzenie hektarów z oczywistych względów nie wchodzi w grę. Dodatkowym problemem jest postawa myśliwych, którzy często prośbę o odstrzał kwitują: „mi się nie opłaca”, a w ramach odszkodowania proponują co najwyżej nieskuteczne preparaty typu hukinol…
Nie jestem młodzieńcem, dorastałem za komuny w czasach, kiedy spotkanie dzika było niezwykłością (a takiego np. łosia znało się tylko z notatki podręcznika do geografii – gdzieś tam na Mazurach ponoć żyło ich „aż” 300 sztuk). Dziś na wielu drogach stoją znaki ostrzegające przed różnymi gatunkami, a dziki łażą po ulicach miast. Uprawia się mniej ziemi niż 30 lat temu, zarośla powstałe na dawnych polach i łąkach są świetną kryjówką, klimat stał się łagodniejszy, zimowa huczka to przeszłość, dziki rozmnażają się w o wiele większym stopniu. Jest och po prostu ZA DUŻO ! I nie ma sutrecznej metody odstraszania ich – nawet użycie pistoletu hukowego powoduje tylko to, że dziki po odbiegnięciu kilkudziesięciu metrów zatrzymują się czekając, co będzie dalej… Jedyna realnie skuteczna metoda to polowanie, ale dla osób „spoza układu” uzyskanie uprawnień myśliwego jest w praktyce niemożliwe. Dlatego osobiście uważam, że powinna nastąpić zmiana prawa: na swoim terenie (i tylko tam) każdy rolnik mający pozwolenie na broń powinien móc także dokonywać odstrzału dzików – oczywiście mając na uwadze wszelkie regulacje dotyczące sposobu prowadzenia polowań. I nie, nie chodzi tu o „odstrzał dzików dla własnej przyjemności z istną żądzą krwi w oczach”. Chodzi o zwykły zdrowy rozsądek.
Pozdrawiam
TJ